Czy na suwalskich osiedlach powinno powstać kilkanaście mały sortowni śmieci?

Mają to być wiaty, gdzie odpady byłyby wstępnie selekcjonowane. Dzięki temu miasto osiągałoby lepsze wskaźniki segregacji i uniknęło kar. Te bowiem przekładać będą się na wyższe opłaty dla mieszkańców.

Pomysł spotkał się jednak z krytycznym odbiorem większości radnych. Negatywne zdanie wyraził m.in. Tadeusz Czerwiecki, który jest jednocześnie wiceprezesem jednej z suwalskich spółdzielni mieszkaniowych.

Ten pan proponuje punkty zbiórki śmieci przypadające na mniej więcej 1000 mieszkańców. A przepisy budowlane mówią, że najdłuższa odległość, jaką można nosić śmieci to 80 metrów od klatki schodowej. Koszt osobowy takiej instalacji to około 30 tys. zł miesięcznie. Do tego dochodzi energia oraz przede wszystkim koszt wybudowania obiektu.

Pełniący obowiązki naczelnika wydziału gospodarki komunalnej Jerzy Gałązka przyznaje, że takie rozwiązanie zwiększyłoby wskaźnik segregacji, ale wiązało się też z ogromnymi kosztami.

To funkcjonuje na zasadzie mini punktu selekcji opadów komunalnych. Jeżeli mielibyśmy wydać tak ogromne pieniądze, to lepiej byłoby dofinansować Przedsiębiorstwo Gospodarki Odpadami. Doposażyć je różnego rodzaju magnesy i sita. Tu będzie o wiele bardziej korzystniejsze.

Według szacunków Przedsiębiorstwa Gospodarki Odpadami, na 30 tys. ton śmieci trafiających co roku na wysypisko, aż 24 tys. to odpady zmieszane.